Kiedy wiosną 2020 roku z dnia na dzień zatrzymał się świat, w szpitalach nic się nie zatrzymało. Wręcz przeciwnie – tempo przyspieszyło. Lekarze i pielęgniarki biegli od łóżka do łóżka, a jednocześnie ktoś w tle gorączkowo liczył maseczki, kombinezony, płyny do dezynfekcji. Szybko okazało się, że nie ma tego „po prostu”: nie ma zapasów, nie ma procedur na taką skalę, nie ma czasu. W tym chaosie zaczęły wyrastać oddolne inicjatywy: ktoś szył maseczki w domu, ktoś inny organizował zbiórkę w firmie, powstały pierwsze platformy łączące potrzeby szpitali z tymi, którzy chcieli pomóc.
Jedną z takich ogólnopolskich akcji była inicjatywa „Wsparcie dla Szpitali” – projekt, który miał jeden prosty cel: usprawnić drogę od „brakuje nam przyłbic na oddziale zakaźnym” do „mamy konkretną firmę, która może to dostarczyć”. W krótkim czasie pod opieką projektu znalazło się już ponad dwieście placówek medycznych w całym kraju, a lista najpilniejszych potrzeb wyglądała jak katalog kryzysu: odzież ochronna, środki dezynfekcji, podstawowe artykuły higieniczne, żywność dla personelu i pacjentów, dodatkowe ręce do pracy przy łóżkach chorych.
W pewnym momencie na stronie akcji, wśród informacji o szpitalach, pojawiło się logo znanej marki z branży nowych technologii. Fundacja związana z grupą Komputronik – razem ze spółkami Komputronik S.A. i Komputronik Biznes – została oficjalnym partnerem przedsięwzięcia i aktywnie włączyła się w organizację pomocy. I tu zaczyna się szersza opowieść, wykraczająca poza jeden kryzys i jedną firmę: opowieść o tym, czym dziś jest społeczna odpowiedzialność biznesu.
CSR między sercem a Excelem
Gdy słyszymy „firma została partnerem akcji charytatywnej”, w wielu z nas uruchamia się odruchowy sceptycyzm. „No tak, trzeba było coś zrobić dla PR-u”. To nie jest całkiem niesprawiedliwe podejrzenie – współczesne CSR bywa czasem tylko ładną warstwą na marketingu. Z drugiej strony, udawanie, że biznes nie ma żadnych własnych motywów, byłoby naiwnością. Prawda leży gdzieś pośrodku i właśnie w tej przestrzeni robi się najciekawiej.
Z punktu widzenia firmy zaangażowanie w taką akcję jak „Wsparcie dla Szpitali” ma oczywisty wymiar wizerunkowy. Marka zyskuje: jest widoczna w kontekście społecznie ważnym, buduje emocjonalną więź z klientami, pokazuje, że „jest z ludźmi” w trudnym momencie. To działa zarówno na obecnych klientów, jak i na przyszłych pracowników – kto nie chciałby pracować w organizacji, która nie odwraca wzroku, kiedy szpitalom brakuje rękawiczek?
Jest też wymiar czysto biznesowy: firmy technologiczne, takie jak grupa Komputronik, w czasie lockdownu były jednym z filarów utrzymania życia w trybie zdalnym – od komputerów do pracy i nauki po sprzęt do teleporad. Zaangażowanie w akcję wspierającą szpitale współgra z ich podstawową działalnością: buduje spójny obraz marki, która „ogarnia technologię” i jednocześnie rozumie, że technologia ma służyć ludziom, nie odwrotnie.
Czy to znaczy, że pomagają „z wyrachowania”? Niekoniecznie. Raczej pokazuje to, że w XXI wieku trudno już oddzielić CSR od strategii firmy grubą kreską. Dobra odpowiedzialność społeczna jest dzisiaj właśnie tam, gdzie spotyka się serce i Excela.
Gdy biznes bierze odpowiedzialność za system
Jest jednak druga strona tej historii – ta, której nie widać w raportach marketingowych. Pandemia obnażyła coś bardzo prostego: państwowe instytucje, w tym szpitale, nie są z gumy. Działają na granicy wydolności, a każda większa fala zachorowań bardzo szybko pokazuje wszystkie braki: kadrowe, sprzętowe, organizacyjne. W takim momencie duże firmy – szczególnie te, które dobrze funkcjonują w cyfrowej rzeczywistości – nie są tylko „dodatkiem do systemu”. Realnie przejmują część odpowiedzialności za to, czy ten system się nie zawali.
Fundacja Komputronik dołączyła do inicjatywy, która powstała z połączonych sił naukowców, firm IT i organizacji pozarządowych po to, by skoordynować masową chęć niesienia pomocy. To nie jest klasyczna filantropia w stylu „przelejemy jakąś kwotę i postawimy za to tabliczkę pamiątkową”. To bardziej wejście w rolę aktywnego partnera dużego przedsięwzięcia społecznego: z dostępem do know-how, kontaktów, kanałów komunikacji, zapleczem logistycznym.
Dzięki takim partnerom akcje pomocowe przestają być zbiorem indywidualnych zrywów, a zaczynają przypominać dobrze zaplanowany projekt. Firma może pomóc w docieraniu z informacją do tysięcy klientów i partnerów biznesowych, usprawnić przepływ danych między szpitalami a darczyńcami, wesprzeć budowę i utrzymanie narzędzi IT, bez których ogólnopolska platforma nie byłaby w stanie sprawnie działać. Nawet jeśli nie widzimy tego w postaci spektakularnego czeku na wielką kwotę, wartość takiego wkładu bywa ogromna.
Co ważne – to już nie jest gest „ponad obowiązek”. Raczej realizacja szerszego rozumienia odpowiedzialności biznesu. Duże przedsiębiorstwa korzystają z publicznej infrastruktury: dróg, szkół, szpitali właśnie. W czasie kryzysu mają więc nie tylko moralne, ale i praktyczne powody, żeby pomagać utrzymać tę infrastrukturę przy życiu.
Pracownicy też ludzie – i to oni „robią” CSR
O CSR często mówi się językiem zarządów, strategii i raportów. Tymczasem każda z takich akcji ma bardzo konkretną twarz: pracowniczki i pracownicy, którzy odbierają telefony, wysyłają maile, koordynują transport, wrzucają posty o zbiórce w mediach społecznościowych. W czasie pandemii wielu z nas czuło bezradność: z jednej strony obrazy przepełnionych oddziałów, z drugiej – własny stół w kuchni, laptop i przymusowe „zostań w domu”. Dla ludzi zatrudnionych w firmach angażujących się w pomoc szpitalom, takich jak Komputronik, udział w akcji stawał się konkretnym sposobem, by coś zrobić.
To ważny, choć rzadziej opisywany wymiar społecznej odpowiedzialności biznesu: wewnętrzny. Dobrze zaprojektowane CSR nie tylko „ładnie wygląda na zewnątrz”, ale też daje sens pracy tym, którzy na co dzień odpowiadają za sprzedaż, logistykę czy obsługę klienta. Zamiast kolejnej kampanii promującej nowy model laptopa – akcja, której stawką jest bezpieczeństwo personelu medycznego. Zamiast zwykłego newslettera – informacja o tym, że razem z klientami i partnerami można realnie uzupełnić braki w środkach ochrony osobistej w lokalnym szpitalu.
W dłuższej perspektywie taki wymiar CSR przekłada się na lojalność pracowników, ich identyfikację z firmą i gotowość, by „dać z siebie więcej” nie tylko w kryzysie. I znów – biznesowy interes splata się tu z bardzo ludzką potrzebą sensu.
Marketing czy misja? Jak rozpoznać różnicę
Pandemia przyniosła też wysyp działań, które trudno było nazwać inaczej niż „kryzysowym PR-em”. Logo firmy przy jednorazowej darowiźnie, wielkie słowa o solidarności, a po kilku tygodniach cisza. W takiej sytuacji łatwo wrzucić wszystkie inicjatywy do jednego worka. Jak więc odróżnić CSR „na plakacie” od odpowiedzialności, która coś realnie zmienia?
Skala i ciągłość zaangażowania
Fundacja powiązana z grupą Komputronik nie pojawiła się w przestrzeni społecznej dopiero w pandemii. Już wcześniej realizowała projekty związane z edukacją, rozwojem młodych ludzi, wsparciem beneficjentów, których historie można znaleźć w innych jej działaniach. Wejście w akcję „Wsparcie dla Szpitali” nie było więc jednorazowym odruchem, ale kolejnym krokiem w kierunku, który fundacja szła od lat: łączenia technologii z pomocą.
Spójność z działalnością firmy
Jeśli przedsiębiorstwo z branży elektronicznej angażuje się w projekt, który wykorzystuje narzędzia cyfrowe do koordynowania pomocy i wspiera placówki medyczne sprzętowo lub logistycznie, ma to sens. CSR przestaje być wtedy „doklejonym dodatkiem”, a staje się naturalnym przedłużeniem działalności. To właśnie takie projekty mają największą szansę przetrwać dłużej niż jedna medialna fala.
Transparentność działań
Dobre działania CSR nie chowają się za ogólnikami. Mówią konkretnie: ilu szpitalom pomogliśmy, jakie potrzeby zostały zaspokojone, jak można dołączyć. Inicjatywa „Wsparcie dla Szpitali” od początku opierała się na jasnym mechanizmie: lista potrzeb, koordynator w placówce, możliwość kontaktu i ustalenia szczegółów pomocy. Partnerzy akcji wpisywali się w ten przejrzysty schemat, zamiast tworzyć własne, równoległe kampanie.
Lekcja na przyszłość: CSR jako element gotowości kryzysowej
Pandemia – miejmy nadzieję – nie będzie naszą stałą codziennością. Ale kryzysy, niestety, będą. Czy to kolejne fale zachorowań, czy inne sytuacje nadzwyczajne, w których państwowy system ochrony zdrowia będzie potrzebował wsparcia z zewnątrz. Jedną z lekcji ostatnich lat powinno być to, że CSR nie może być traktowany jak sezonowa dekoracja – ładne hasło na czas świątecznej kampanii.
Przykład zaangażowania firm w akcje takie jak „Wsparcie dla Szpitali” pokazuje, że biznes może stać się integralną częścią systemu reagowania na kryzysy zdrowotne. Nie chodzi tylko o pieniądze, ale o kompetencje, infrastrukturę, sieć kontaktów. Fundacje korporacyjne, jak ta związana z Komputronikiem, mogą być swego rodzaju „mostem” między oddolnymi odruchami pomocy a potrzebami konkretnych placówek.
Wyobraźmy sobie, że w następnym kryzysie nie zaczynamy wszystkiego od zera: istnieją już platformy, procedury współpracy, sprawdzone kontakty po obu stronach. Organizacje pozarządowe, firmy i szpitale wiedzą, kto czym się zajmuje, jakie ma zasoby, jak szybko może zareagować. To właśnie w tym kierunku powinna ewoluować społeczna odpowiedzialność biznesu – od pojedynczych akcji do trwałych partnerstw.
Dlaczego to dotyczy każdego z nas
Na końcu tej historii wcale nie chodzi o to, czy logo danej firmy pojawiło się na stronie akcji dobroczynnej. Chodzi o to, w jakim społeczeństwie chcemy żyć. Czy w takim, w którym szpitale zostawia się same sobie, a prywatne przedsiębiorstwa usprawiedliwiają się formułą „to nie nasza rola”? Czy w takim, gdzie biznes rozumie, że jego miejsce w gospodarce wiąże się z odpowiedzialnością za najsłabsze elementy systemu?
Przypadek zaangażowania fundacji i spółek z grupy Komputronik w „Wsparcie dla Szpitali” jest jednym z wielu przykładów na to, że można te światy połączyć. Da się jednocześnie dbać o markę, relacje z klientami i pracownikami, a przy tym realnie pomagać tym, którzy w kryzysie stoją na pierwszej linii. CSR nie musi być ani czystym altruizmem, ani zimną kalkulacją. Może być mądrą odpowiedzią na to, że żyjemy w jednym, współzależnym ekosystemie.
Jako klienci mamy w tym swoją rolę: możemy nagradzać firmy, które w trudnych momentach biorą odpowiedzialność, wybierając ich produkty czy usługi. Możemy też zadawać pytania, gdy działania pomocowe pachną wyłącznie PR-em. W ten sposób współtworzymy standard, w którym „społeczna odpowiedzialność biznesu” przestaje być modnym hasłem, a staje się czymś oczywistym – jak to, że w czasie kryzysu szpital nie powinien zostać sam.
tm, zdjęcie z Pexels (autor: Markus Spiske)